Greko

Borghi: Bova

Dzisiejsze mapy nie oddają dawnej topografii obszaru kultury grekańskiej. Asfaltowe drogi łączące górskie miejscowości z wybrzeżem zostały zbudowane w ostatnich dekadach XX wieku. Wcześniej góry i wybrzeże stanowiły raczej odrębne światy, a najczęściej przemierzanymi szlakami były wąskie ścieżki pomiędzy miejscowościami, drogi na pola i pastwiska. Gospodarka grekańska była w dużej mierze samowystarczalna: rolnictwo, ogrodnictwo, pasterstwo i hodowla dostarczały żywności i ubrań. Sprzęty codziennego użytku wyrabiano z drewna, medycyna opierała się na tradycyjnym ziołolecznictwie. Była to kultura wiejska, elementarna i oparta na tradycji ustnej. W takim świecie, wyizolowanym grekańskim mikrokosmosie, język greko spełniał codzienne potrzeby komunikacyjne ludności.

Bova w 1847 i 2022

Cenne źródło o dziewiętnastowiecznej topografii regionu stanowi ilustrowany dziennik z podróży Edwarda Leara. Lear to człowiek orkiestra, choć znany jest głównie jako humorysta i poeta – jego limeryki i absurdalne humoreski bawią polskich czytelników dzięki przekładom Stanisława Barańczaka – był również podróżnikiem i pejzażystą, który szczególnie upodobał sobie południowe rubieże Europy. Latem 1847 roku wyruszył z Reggio na pionierską wyprawę po Kalabrii.

To właśnie Bova, centrum kultury grekańskiej, była pierwszym celem kalabryjskiej podróży globtrotera. Malarz wraz ze swoim angielskim towarzyszem i lokalnym przewodnikiem wyruszył z Reggio na wschód, ścieżkami przez góry. W mieście został kilka dni, goszczony przez szlachecką rodzinę Marzano. Tam też miał dogodne warunki, aby skupić się na rysowaniu.

Na ilustrującej narrację Leara litografii Bovę przytłacza surowy górski pejzaż. W górze kompozycji można rozpoznać boviańską katedrę, w jego centralnej, ciemnej części masywną, pozbawioną ozdób, nieco złowrogą bryłę pałacu Nesci, dzisiaj zasłoniętą od zachodniej strony nowszymi zabudowaniami. Brama przy pałacu, jedno z rozpoznawalnych miejsc w Bovie, znajduje się obecnie na uboczu, poniżej centralnego placu. W czasach wyprawy Leara tamtędy musiała biec główna droga do miasta. Poniżej pałacu widać inny punkt orientacyjny – kościół p.w. św. Rocha z charakterystyczną dzwonnicą. Lear wyeksponował wzniosłość skalistego, górskiego pejzażu i widocznych w tle aspromonckich szczytów, w które niemalże wtopione są miejskie zabudowania. Odwrócone tyłem, zajęte własnymi sprawami postaci na pierwszym planie to typowy element romantycznego malarstwa – sztafaż pokazuje ludzi jako element krajobrazu, wcale nie najważniejszy i zaprasza do refleksji o naszym miejscu w świecie.

Lear pokazuje biedę mieszkańców Kalabrii. Niekiedy rażą go warunki, w jakich musi przebywać. W Condofuri – miejscowości, w której po raz pierwszy usłyszał język greko – Learowi podano obiad w tak ciemnej i zagraconej izbie, że – jak pisze – niechcący usiadł na świni, która wyrwała się spod niego, budząc przerażenie rezydujących w pomieszczeniu kur. Innym razem podróżnik pod swoim łóżkiem znalazł barana albo zauważył, że dzieci chodzą nago i jedzą owoce opuncji, gdzie indziej uznane za niejadalne.

Niepozbawiony cennego zmysłu obserwacji twórca wynotowuje lokalne napięcia społeczne. Zwraca uwagę, że greckojęzyczna ludność Bovy i pobliskich miejscowości uważa się za potomków starożytnych kolonistów i pielęgnuje poczucie wyższości nad późniejszymi przybyszami z Peloponezu i Albanii. Autor po samodzielnym researchu w fachowej literaturze skłania się, by się z nimi zgodzić, choć przyznaje, że bezpośredniej łączności z antykiem nie da się udowodnić. Przez swoich sąsiadów mieszkańcy Bovy są jednak nazywani Turkami, co akcentuje ich pochodzenie z ziem Imperium Osmańskiego, a więc późniejszy, napływowy charakter ich osadnictwa. Pokazuje to, że rywalizacja o pierwszeństwo w połowie XIX wieku miała nawet dla prostych mieszkańców Kalabrii istotny wymiar tożsamościowy.

Lear zauważa również rosnący konflikt między mieszkańcami starego górskiego miasta a powoli zaczynającym rosnąć w siłę wybrzeżem. Zdaje sobie sprawę, że stawką jest greckość regionu, która może trwać dzięki izolacji Bovy, ale strony konfliktu motywuje przede wszystkim walka o władzę i wpływy:

Biskup robi wszystko co w jego mocy, aby przyciągnąć mieszkańców do Bovy Mariny, rozwijającej się wsi na wybrzeżu. Pod jego wpływem urzędy, siedziba naczelnika, itp., zostały już przeniesione, a wiele rodzin woli pójść w te ślady niż dalej znosić utrapienia związane ze stromą wspinaczką. Jednak starzy właściciele nieruchomości w mieście w obliczu wymuszanej migracji niezłomnie przylgnęli do odziedziczonych po przodkach domów i sprzeciwiają się, na ile mają śmiałość, innowacyjnym planom postępowych modernizatorów. Zatem lokalne waśnie kwitną nawet na tym włoskim końcu świata. Po tym jak w ostatnich miesiącach poważna choroba zaatakowała wiekowego biskupa, życzenia jego ozdrowienia na ziemi lub też przeprowadzki na tamten świat nie są odruchami ogólnej dobroduszności lub litości, ale raczej wyrazem pasji żywionych przez stronnictwa w tym bowiańskim zatargu.1

Gdy Lear wrócił do Reggio, zastał go wybuch ludowej rewolucji przeciwko despotycznej władzy Ferdynanda II Burbona. Ta kalabryjska zapowiedź Wiosna Ludów zwiastowała radykalne zmiany, jakie przyniosła Italii druga połowa dziewiętnastego stulecia. W życiu grekańskich chłopów zmieniło się jednak niewiele. Na ekspozycji w muzeum w Bovie znajdują się fotografie z 1924 roku, a więc niemalże w 8 dekad po wizycie Leara. Na jednej z nich bosi chłopcy dumnie, choć nieśmiało demonstrują drewniane zabawki, grzechotki, których dźwiękiem świętowano Wielkanoc. W pobrudzonych koszulach i w za ciasnych spodniach, poważni, bardzo przejęci swoją rolą, pokazują obcemu przybyszowi atrubuty swojej kultury, a zarazem najcenniejszą dziecięcą własność. Dopiero emigracja przyniesie im być może poprawę losu. Chłopcy zapewne dołączyli do powojennego exodusu z kalabryjskich gór: zostali murarzami, górnikami albo robotnikami w wielkich fabrykach na północy kraju.

Dziś w Bovie na stałe mieszka około 200 osób, mniej niż jedna dziesiąta populacji z przełomu XIX i XX wieku. Miasto odżywa w lecie, gdy do starych domów zjeżdżają się rodziny, przybywają działkowicze i turyści. Chociaż ma nielicznych mieszkańców, Bova jest teraz turystyczną perełką – przyciąga gości dzięki statusowi historycznej grekańskiej stolicy, ruinom zamku, a także urokowi słonecznych placów i przytulnych uliczek. W Bovie przecina się kilka turystycznych szlaków pieszych po górach Aspromonte, jeden z nich to „il sentiero dell’Inglese”, „ścieżka Anglika”, po śladach wyprawy Edwarda Leara.

Bova w 1847 r. Rycina Edwarda Leara.

Fotografia na ekspozycji muzeum języka grecko-kalabryjskiego w Bovie.


  1. Edward Lear, Journals of a Landscape Painter in Southern Calabria, London 1852 s. 39-40. (Tł. z ang. E.J.) ↩︎