Greko

Borghi: Roghudi

Roghudi stało się symbolem obszaru kultury grekańskiej. Istotnie nie sposób pomylić go z żadnym innym miastem – przypomina kształtem kolosalną rozgwiazdę, której centrum osiadło na grzbiecie góry, a ramiona sięgają daleko w dół, aż do koryta rzeki.

Uliczki i mury Roghudi opowiadają niemalże tysiącletnią historię. Najniżej położone są najstarsze domy, surowe, proste, zbudowane z kamienia, z drewnianymi, niskimi drzwiami i niewielkimi oknami. Dziś ich dachy dawno się pozapadały, pozostały niekiedy krokwie i pojedyncze żerdzie między ścianami. Na zdjęciu z lat 20. ubiegłego wieku stare domy Roghudi wydają się zawieszonymi w pustce, dumnymi twierdzami.1 Tak o tym mieście myślał Gehrard Rholfs, pochodzący z Niemiec badacz greko, który przedstawioną poniżej fotografią zilustrował swój artykuł z dziedziny językoznawstwa. Położone w sercu gór, trudnodostępne i rzadko opuszczane przez mieszkańców, Roghudi było w jego ujęciu jednym z ostatnich bastionów starożytnej greki, wciąż wytrwale stawiającym opór kolejnym falom latynizacji.

Od czasów Rohlfsa Roghudi znacznie się rozrosło. Z pustaków i betonu wybudowano nowe domy, przestronne i piętrowe. To efekt boomu budowanego drugiej połowy XX wieku. – Dzięki emigracji na północ Włoch i za ocean mieszkańcy przywozili gotówkę, którą finansowali rozwój miejscowości. Zwraca uwagę nieregularność brył, wydaje się, że domy wzrastały przez pączkowanie, powstawały różne dobudówki, doklejone pokoiki, dosztukowane łazienki, kolejne mini-pięterka.

Przedziwna architektura Roghudi pokazuje zderzenie starego i nowego stylu życia. Domy mają nowoczesne toalety, ale zbudowane w sieniach, przy drzwiach wejściowych, jakby ich miejsce wciąż pozostało na zewnątrz. Zlewy do prania często montowane są na tarasach. – Dzięki nowemu budownictwu kobiety nie muszą już chodzić prać do rzeki, ale wydaje się, że przywykły do wykonywania tej pracy na powietrzu. Obok tradycyjnych kuchni i pieców pojawiają się elektryczne kuchenki. Wyrazem nowych, mieszczańskich aspiracji mieszkańców Roghudi są także wiszące nad wąwozem balkony.

Mury w Roghudi dają też świadectwo nagłego końca historii miasta. Wiele domów zostało opuszczonych, zanim ukończono ich budowę. To szczególna cecha kalabryjskiego pejzażu: budynki jeszcze w budowie, a już niszczejące. Chociaż stroma skała pomieściła bardziej okazałe gmachy, to zabrakło już miejsca na nowe aspiracje mieszkańców: marzenie o przyszłości w stolicy, karierze, postępie. Kto mógł, wysyłał dziecko do szkoły w mieście, namawiał na naukę włoskiego. Po fali powodzi w latach 70. mieszkańcy zadecydowali w referendum o ostatecznym opuszczeniu miejscowości i przenosinach na wybrzeże. Część rodzin zamieszkała w stolicy regionu Reggio di Calabria, inni w Bovie Marinie lub w Nowym Roghudi, nowej miejscowości nieopodal miasta Melito – wybudowanej dla powodzian.

Trudno dziwić się tej decyzji. W czasach boomu ekonomicznego Roghudi okazało się skansenem, życie rolników i pasterzy coraz bardziej odbiegało od poziomu życia w mieście. Brakowało wszystkiego: dróg, sklepów, dostępu do służby zdrowia. Dziś jednak, u schyłku epoki nowoczesności nam, aż zbyt cywilizowanym, trudno nie czuć tęsknoty za mitem dawnego życia, z dala od wielkomiejskiego zgiełku, rządzonym przez szacunek dla zasobów natury i troskę o innych członków wspólnoty.

Szerszy kontekst sytuacji społeczno-ekonomicznej Włoch pozwala na wnioski, że wyprowadzka na wybrzeże nie wszystkim przyniosła oczekiwaną poprawę życia i spełnienie ambicji. Jednak bezrobocie, przestępczość zorganizowana i brak perspektyw wciąż skłaniają mieszkańców Kalabrii do wyjazdów na północ kraju. Nadmorskie miejscowości pozostają nieprzytulne: tętnią życiem jedynie w sezonie urlopowym, po nim okazałe domy stoją puste. Niedokończone piętra i sterczące ze stropów zbrojenia są pamiątkami po ludziach, którzy planowali ułożyć sobie życie w Kalabrii, ale przekonali się do wyjazdu i już nie powrócili.

Dziś Roghudi wzbudza ciekawość wielbicieli pejzaży ruin, eksploratorów miast-widm i fanów turystyki alternatywnej. Liczne zdjęcia z dronów pokazują niezwykłość lokalnego krajobrazu, a miasto gościło też odcinek serialu o poszukiwaczu przygód. Choć z domów dawno wyniesiono sprzęty, przechodzenie po pustych pokojach pod nieobecność gospodarzy daje poczucie ekscytacji i zanurzenia w intymność nieobecnych, poznawania tego, co zazwyczaj niedostępne i ukryte. Niczym kościotrupy na Halloween, ruiny nas fascynują i niepokoją, bo zwiastują scenariusz naszej własnej przyszłości. W dobie katastrofy klimatycznej, widma konfliktu nuklearnego i zapaści demograficznej, wymarłe miasta są naszym memento.

Słowo “ruina” ma jednak wiele znaczeń i jeśli na chwilę damy szansę wyobraźni, to stanie sie jasne, że położone wokół kalabryjskich miast od dawna nieczynne zakłady przemysłowe, zalany betonem i zdegradowany krajobraz wybrzeża, włoska polityka pozostawiająca Kalabrię samą sobie i skupiona wyłącznie na rozwoju bogatej północy kraju są ruinami marzeń o godnej przyszłości Kalabrii i ruiną włoskiej solidarności społecznej. Oto prawdziwe widma. Zniszczone mury Roghudi trwają i mówią bardziej złożoną historię. Są znakiem porzucenia niechcianego dziedzictwa, ale mogą też wskazywać drogi do jego rewaloryzacji. Jasno wskazują, że nie może ona polegać na konserwatywnych próbach przywracania przeszłości, gdyż powrót do przednowoczesnego świata jest mrzonką. I tym samym puste bramy Roghudi otwierają się przed nami z przesłaniem twórczej konstrukcji tradycji i świadomego budowania nowej formuły wspólnoty.

Zdjęcie Roghudi opublikowane przez Gerharda Rohlfsa w 1928 r.

Ruiny starych domów w Chorio di Roghudi. W pierwszym widać prasę do tłoczenia oliwy z oliwek.

Wyjątkowy pejzaż i położenie Roghudi.

Roghudi. Z lewej strony kadru widać drogę prowadzącą trawersem do Roccaforte del Greko.

Stary dom w Roghudi.


  1. Anthropos nr. 4/1928, s. 1025. ↩︎